środa, 20 lutego 2013

Przemyśl z perspektywy wózka




W chwili kiedy oczy świata zwrócone są na heroiczne wzmagania niepełnosprawnych sportowców, na paraolimpiadzie w Londynie, warto spojrzeć „na nasze podwórko”, tu też znajdziemy herosów. I choć nie zawsze uprawiają sport, to ich codzienne trudy, walka z każdym dniem i każdą kolejną przeszkodą sprawia, iż zasługują bez wątpienia na to miano. Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda przemyska codzienność z perspektywy wózka? Czy nasze miasto jest przyjazne osobom niepełnosprawnym?

Aby, na ile to możliwe, zrozumieć położenie osób poruszających się na wózku, umówiłem się z panią Danutą Pietrukowicz. Pani Danuta, jest chora na Heine Medina, od czwartego roku życia porusza się na wózku inwalidzkim. Nie jest rodowitą przemyślanką, pochodzi z mazur, przyjechała do Przemyśla jako dziecko. Żyje tu ponad 30 lat. Pani Danuta mieszka w jednorodzinnym domu przy jednej z głównych ulic miasta. Kiedy przyjeżdżam, z uśmiechem zaprasza mnie do środka, mieszka sama. Danuta Pietrukowicz jest osobą pogodną i uśmiechniętą, skorą do rozmowy i opowieści. Nie uskarża się na swój los, chciałaby jedynie móc być w pełni samodzielną. I choć jest postacią nad wyraz energiczną i rezolutną, z wieloma rzeczami ma problem. Nie tyle z powodu samej niepełnosprawności, co przez brak odpowiedniej infrastruktury w Przemyślu. – Nie chodzi mi tutaj o cuda, nie mówię o restauracjach, czy kawiarniach. W Przemyślu dla osób niepełnosprawnych nie ma miejsca, o nich się nie myśli. To jest przykre, przez to człowiek czuje się, wykluczony ze społeczeństwa. Poprosiłem panią Danutę aby oprowadziła mnie po mieście, ukazując mi je z perspektywy osoby niepełnosprawnej.

Wizyta w przychodni
Jak twierdzi pani Danuta, większość przychodni nie jest przystosowane dla osób niepełnosprawnych. – Ja mam np. problem żeby wybrać się do dentysty, prawie nigdzie nie mogę wjechać na wózku. Udajemy się do Kormedu na rogu ulic św. Jana i Okrzei. Wchodzimy, przed nami schody, obok winda dla niepełnosprawnych (tzw. krzesełko). Winda jest jednak w pokrowcu, próbujemy go ściągnąć, nie da się, pokrowiec przypięty jest do stelażu. Idę na górę do rejestracji. Informuje, że na dole znajduje się niepełnosprawna kobieta, która chciałby wejść. –Jest umówiona, czy do rejestracji?- Odpowiadam że do rejestracji.- W takim razie nie ma sensu uruchamiać windy, bo z tym jest dużo zabawy. Ja zejdę na dół i panią zarejestruje na dole- odpowiada recepcjonistka. – Dlaczego mam się rejestrować na ulicy?- dziwi się pani Danuta. –A kiedy przyjadę na wizytę, to jak dostanę się na górę?- Wtedy przygotujemy windę- odpowiada kobieta. W koncie jest przycisk z postacią na wózku. Pytam, czy po jego naciśnięciu ktoś z obsługi pojawia się na dole. – Nie, ten przycisk nie działa, jego na górze ledwie słychać. Pani Danuta pyta – To skąd będziecie wiedzieli, że czekam na dole? – Ja tu sobie zapiszę kiedy pani przyjdzie, będę wiedziała i zejdę po panią na dół, a jak nie to kogoś pani poprosi żeby podszedł do rejestracji i mnie powiadomił.
Wracamy do samochodu. –To nie chodzi o to żebym ja cały czas musiała kogoś prosić o pomoc- mówi wyraźnie zdegustowana pani Danuta- człowiek, szczególnie niepełnosprawny potrzebuje poczucia samodzielności. Jak pan by się czuł, gdyby musiał pan na każdym kroku prosić kogoś o pomoc?

Urzędowe sprawy
Przyjeżdżamy pod budynek urzędu miasta na ul. Wodnej. Tam znajduje się wydział komunikacji, tam są też kasy, toteż większość spraw urzędowych kończy się właśnie tutaj. Budynek ten został niedawno zaadaptowany na potrzeby urzędu miasta, o niepełnosprawnych jednak po raz kolejny zapomniano. Przed urzędem witają nas strome schody. –I jak ja mam tu wjechać?- denerwuje się pani Danuta. – Nawet jeśli znajdzie się ktoś żeby mi pomóc, to nie każdy da radę. Nie chcę myśleć, że to wynik czyjejś złej woli, to raczej ignorancja i brak wyobraźni.
W innych instytucjach nie jest lepiej. Przed ZUS-em nie ma miejsca parkingowego dla osób niepełnosprawnych. W Komendzie Policji nie ma podjazdu dla wózków. Do niedawna, nawet, siedziba związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów mieściła się na pierwszym piętrze kamienicy bez podjazdu ani windy.

W banku
Pojechaliśmy pod główny oddział banku PEKAO S.A. przy ul Mickiewicza. Do drzwi prowadzą strome schody. Po jakiejś chwili zjawia się ochroniarz. Pani Danuta pyta, jak może dostać się do środka. Mężczyzna mówi, że co prawda w banku jest winda dla osób niepełnosprawnych, ale -Właściwie odkąd ją tylko założyli to jest zepsuta, już 4 lata. Na pytanie pani Danuty co ma zrobić w takim wypadku, ochroniarz wskazuje dwa konkurencyjne banki gdzie „akurat jest płasko”. Pani Danuta czuje się zawiedziona - Mi nie jest wszystko jedno do jakiego banku pójdę.

Dworzec kolejowy i kolejna winda widmo
Podjeżdżamy pod dworzec kolejowy, najpierw szukamy miejsca parkingowego dla inwalidów, są dwa, obydwa zajęte. Nie ma namalowanej koperty więc niewidomo, gdzie zaczynają się a gdzie kończą miejsca dla niepełnosprawnych. Wzdłuż parkingu ciągnie się 20cm krawężnik. Parkujemy gdzie indziej. Po chwili zmierzamy w stronę tunelu. W ramach remontu dworca zamontowano tu dwie windy dla niepełnosprawnych. Są jednak nie czynne, zabezpieczone pokrowcem, nie ma nigdzie przycisku, wzywającego kogoś z obsługi. Gdyby nawet działały, i tak niewiele by to dało. Z tunelu na perony, nie ma podjazdów umożliwiających samodzielny wjazd. Przechodnie widząc nasz kłopot kierują nas przez główny budynek dworca, na przejazd przez tory. Wykonujemy tą trasę, tracąc czas i nadrabiając drogi. Kiedy dochodzimy do bramki wejściowej na przejazd nikogo tam nie ma, dopiero po chwili zjawia się ochrona. Pytamy, jak to jest z tym przejazdem i z tymi windami. –Windy są, ale nie działają, tutaj trzeba przejeżdżać przez tory i na peron. -No ale gdyby panów nie było, można samemu? –pyta pani Danuta. –Nie nie, w żadnym wypadku, trzeba, czekać, albo iść do kasy, powiedzieć o co chodzi, to oni po nas zadzwonią. - A gdybym się śpieszyła na pociąg?- pyta pani Danuta. Zrezygnowani wracamy do samochodu. -Po co wydają tyle pieniędzy, jak to potem nie ma nikomu służyć? - zastanawia się kobieta.

Na spacer
Zapytałem panią Danutę, jak spędza swój wolny czas. – Cóż, jestem odcięta od kultury, nie mogę iść do kina, do teatru, na zamek. Wszędzie są schody pozostaje mi telewizja i książki. Lubię spacerować tylko niestety wiąże się to z utrudnieniami. W wielu miejscach w Przemyślu chodniki są w bardzo złym stanie, a nie których nierówności nie da się ominąć na wózku. Ważnym problemem są zbyt wysokie krawężniki. Czasem muszę pokonywać nie które odcinki jadąc po ulicy. Już dwa razy w tym roku przewróciłam się próbując pokonać za wysoki krawężnik. Ludziom się wydaje, że podjazdy na schodach, przeznaczone dla wózków dziecięcych, nadają się również dla osób niepełnosprawnych, tak nie jest. Żaden inwalida, nie jest wstanie o własnych siłach pokonać takiego stromego wjazdu. Przemyśl ogólnie nie jest najłatwiejszym miastem do życia dla osoby na wózku. Pogodziłam się z tym, że nie mogę pospacerować po parku, ale dlaczego na zniesieniu, gdzie byłyby do tego warunki, nie pomyślano o osobach niepełnosprawnych? Porobiono krawężniki, schody, brakuje podjazdów. Jest mi czasem zwyczajnie przykro, bo czuje jakby to miasto nie było przeznaczone dla mnie, a to jest przecież także moje miasto. Gdzie się nie ruszę tam schody, niestety nie myśli się tu o osobach takich jak ja.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                              

Kamil Zarański