W chwili kiedy
oczy świata zwrócone są na heroiczne wzmagania niepełnosprawnych sportowców, na
paraolimpiadzie w Londynie, warto spojrzeć „na nasze podwórko”, tu też
znajdziemy herosów. I choć nie zawsze uprawiają sport, to ich codzienne trudy,
walka z każdym dniem i każdą kolejną przeszkodą sprawia, iż zasługują bez wątpienia
na to miano. Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda przemyska codzienność
z perspektywy wózka? Czy nasze miasto jest przyjazne osobom niepełnosprawnym?
Aby, na ile to możliwe, zrozumieć położenie osób
poruszających się na wózku, umówiłem się z panią Danutą Pietrukowicz. Pani
Danuta, jest chora na Heine Medina, od czwartego roku życia porusza się na
wózku inwalidzkim. Nie jest rodowitą przemyślanką, pochodzi z mazur,
przyjechała do Przemyśla jako dziecko. Żyje tu ponad 30 lat. Pani Danuta mieszka
w jednorodzinnym domu przy jednej z głównych ulic miasta. Kiedy przyjeżdżam, z
uśmiechem zaprasza mnie do środka, mieszka sama. Danuta Pietrukowicz jest osobą
pogodną i uśmiechniętą, skorą do rozmowy i opowieści. Nie uskarża się na swój
los, chciałaby jedynie móc być w pełni samodzielną. I choć jest postacią nad
wyraz energiczną i rezolutną, z wieloma rzeczami ma problem. Nie tyle z powodu
samej niepełnosprawności, co przez brak odpowiedniej infrastruktury w
Przemyślu. – Nie chodzi mi tutaj o cuda, nie mówię o restauracjach, czy
kawiarniach. W Przemyślu dla osób niepełnosprawnych nie ma miejsca, o nich się
nie myśli. To jest przykre, przez to człowiek czuje się, wykluczony ze
społeczeństwa. Poprosiłem panią Danutę aby oprowadziła mnie po mieście, ukazując
mi je z perspektywy osoby niepełnosprawnej.
Wizyta w
przychodni
Jak twierdzi pani Danuta, większość przychodni nie
jest przystosowane dla osób niepełnosprawnych. – Ja mam np. problem żeby wybrać
się do dentysty, prawie nigdzie nie mogę wjechać na wózku. Udajemy się do
Kormedu na rogu ulic św. Jana i Okrzei. Wchodzimy, przed nami schody, obok
winda dla niepełnosprawnych (tzw. krzesełko). Winda jest jednak w pokrowcu,
próbujemy go ściągnąć, nie da się, pokrowiec przypięty jest do stelażu. Idę na
górę do rejestracji. Informuje, że na dole znajduje się niepełnosprawna
kobieta, która chciałby wejść. –Jest umówiona, czy do rejestracji?- Odpowiadam
że do rejestracji.- W takim razie nie ma sensu uruchamiać windy, bo z tym jest
dużo zabawy. Ja zejdę na dół i panią zarejestruje na dole- odpowiada
recepcjonistka. – Dlaczego mam się rejestrować na ulicy?- dziwi się pani
Danuta. –A kiedy przyjadę na wizytę, to jak dostanę się na górę?- Wtedy
przygotujemy windę- odpowiada kobieta. W koncie jest przycisk z postacią na wózku.
Pytam, czy po jego naciśnięciu ktoś z obsługi pojawia się na dole. – Nie, ten
przycisk nie działa, jego na górze ledwie słychać. Pani Danuta pyta – To skąd
będziecie wiedzieli, że czekam na dole? – Ja tu sobie zapiszę kiedy pani
przyjdzie, będę wiedziała i zejdę po panią na dół, a jak nie to kogoś pani
poprosi żeby podszedł do rejestracji i mnie powiadomił.
Wracamy do samochodu. –To nie chodzi o to żebym ja
cały czas musiała kogoś prosić o pomoc- mówi wyraźnie zdegustowana pani Danuta-
człowiek, szczególnie niepełnosprawny potrzebuje poczucia samodzielności. Jak
pan by się czuł, gdyby musiał pan na każdym kroku prosić kogoś o pomoc?
Urzędowe sprawy
Przyjeżdżamy pod budynek urzędu miasta na ul.
Wodnej. Tam znajduje się wydział komunikacji, tam są też kasy, toteż większość
spraw urzędowych kończy się właśnie tutaj. Budynek ten został niedawno
zaadaptowany na potrzeby urzędu miasta, o niepełnosprawnych jednak po raz
kolejny zapomniano. Przed urzędem witają nas strome schody. –I jak ja mam tu
wjechać?- denerwuje się pani Danuta. – Nawet jeśli znajdzie się ktoś żeby mi
pomóc, to nie każdy da radę. Nie chcę myśleć, że to wynik czyjejś złej woli, to
raczej ignorancja i brak wyobraźni.
W innych instytucjach nie jest lepiej. Przed ZUS-em
nie ma miejsca parkingowego dla osób niepełnosprawnych. W Komendzie Policji nie
ma podjazdu dla wózków. Do niedawna, nawet, siedziba związku Emerytów,
Rencistów i Inwalidów mieściła się na pierwszym piętrze kamienicy bez podjazdu
ani windy.
W banku
Pojechaliśmy pod główny oddział banku PEKAO S.A.
przy ul Mickiewicza. Do drzwi prowadzą strome schody. Po jakiejś chwili zjawia
się ochroniarz. Pani Danuta pyta, jak może dostać się do środka. Mężczyzna
mówi, że co prawda w banku jest winda dla osób niepełnosprawnych, ale
-Właściwie odkąd ją tylko założyli to jest zepsuta, już 4 lata. Na pytanie pani
Danuty co ma zrobić w takim wypadku, ochroniarz wskazuje dwa konkurencyjne
banki gdzie „akurat jest płasko”. Pani Danuta czuje się zawiedziona - Mi nie
jest wszystko jedno do jakiego banku pójdę.
Dworzec kolejowy
i kolejna winda widmo
Podjeżdżamy pod dworzec kolejowy, najpierw szukamy
miejsca parkingowego dla inwalidów, są dwa, obydwa zajęte. Nie ma namalowanej
koperty więc niewidomo, gdzie zaczynają się a gdzie kończą miejsca dla
niepełnosprawnych. Wzdłuż parkingu ciągnie się 20cm krawężnik. Parkujemy gdzie
indziej. Po chwili zmierzamy w stronę tunelu. W ramach remontu dworca
zamontowano tu dwie windy dla niepełnosprawnych. Są jednak nie czynne,
zabezpieczone pokrowcem, nie ma nigdzie przycisku, wzywającego kogoś z obsługi.
Gdyby
nawet działały, i tak niewiele by to dało. Z tunelu na perony, nie ma podjazdów
umożliwiających samodzielny wjazd. Przechodnie widząc nasz kłopot kierują nas
przez główny budynek dworca, na przejazd przez tory. Wykonujemy tą trasę,
tracąc czas i nadrabiając drogi. Kiedy dochodzimy do bramki wejściowej na
przejazd nikogo tam nie ma, dopiero po chwili zjawia się ochrona. Pytamy, jak
to jest z tym przejazdem i z tymi windami. –Windy są, ale nie działają, tutaj
trzeba przejeżdżać przez tory i na peron. -No ale gdyby panów nie było, można
samemu? –pyta pani Danuta. –Nie nie, w żadnym wypadku, trzeba, czekać, albo iść
do kasy, powiedzieć o co chodzi, to oni po nas zadzwonią. - A gdybym się
śpieszyła na pociąg?- pyta pani Danuta. Zrezygnowani wracamy do samochodu. -Po
co wydają tyle pieniędzy, jak to potem nie ma nikomu służyć? - zastanawia się
kobieta.
Na spacer
Zapytałem
panią Danutę, jak spędza swój wolny czas. – Cóż, jestem odcięta od kultury, nie
mogę iść do kina, do teatru, na zamek. Wszędzie są schody pozostaje mi
telewizja i książki. Lubię spacerować tylko niestety wiąże się to z
utrudnieniami. W wielu miejscach w Przemyślu chodniki są w bardzo złym stanie,
a nie których nierówności nie da się ominąć na wózku. Ważnym problemem są zbyt
wysokie krawężniki. Czasem muszę pokonywać nie które odcinki jadąc po ulicy.
Już dwa razy w tym roku przewróciłam się próbując pokonać za wysoki krawężnik.
Ludziom się wydaje, że podjazdy na schodach, przeznaczone dla wózków
dziecięcych, nadają się również dla osób niepełnosprawnych, tak nie jest. Żaden
inwalida, nie jest wstanie o własnych siłach pokonać takiego stromego wjazdu.
Przemyśl ogólnie nie jest najłatwiejszym miastem do życia dla osoby na wózku.
Pogodziłam się z tym, że nie mogę pospacerować po parku, ale dlaczego na
zniesieniu, gdzie byłyby do tego warunki, nie pomyślano o osobach
niepełnosprawnych? Porobiono krawężniki, schody, brakuje podjazdów. Jest mi
czasem zwyczajnie przykro, bo czuje jakby to miasto nie było przeznaczone dla mnie,
a to jest przecież także moje miasto. Gdzie się nie ruszę tam schody, niestety
nie myśli się tu o osobach takich jak ja.
Kamil
Zarański